windsurfing      

            Mój brat Mariusz pływa już od wielu lat. Kiedy spędzaliśmy lato w Juracie, często przyjeżdżał z deską. Pływali też wczasowicze, którzy wiele lat gościli w domu naszych rodziców. Obserwowałem ich zaangażowanie bez zainteresowania i nie myślałem wówczas, że kiedykolwiek mnie także to wciągnie. Na 50 urodzinach Mariusza spotkałem jego koleżankę Marzenę - światowej klasy zawodniczkę, która prowadzi szkółkę windsurfingową w Pucku. Wówczas – nie wiem dlaczego - przyszło mi do głowy, żeby się umówić latem na kilka lekcji pływania. Po trzech godzinach kursu trzymałem się już na desce i robiłem podstawowe zwroty. Nie poszło jednak szybko. Tamte wakacje (2013) zepsuł mi niestety nawrót choroby, ciągłe badania i wizyty lekarskie.
            Pod koniec lata, w sierpniu przed moimi 56 urodzinami, wpadł do mnie brat i przyniósł w prezencie trochę swojego niepotrzebnego sprzętu. Po resztę pojechaliśmy do „Hydrosfery” (to bardzo fajny i zaprzyjaźniony z Mariuszem sklep we Władysławowie). Lato się już skończyło, ale ja kilka razy zdążyłem popływać. Zrobiłem sobie miejsce na sprzęt w naszym apartamencie nad zatoką w Pucku na Rozgardzie. Było to o tyle wygodne, że nie musiałem zwijać żagli i pakować deski do samochodu.
            W następnym roku chciałem szlifować nowe umiejętności, ale niestety, moje plany w wakacjach 2014 pokrzyżowała druga seria radioterapii i praktycznie nie pływałem... Kolejnego lata nareszcie z zapałem surfowałem w Pucku i jeździłem do Juraty. Akwen w Juracie okazał się zdecydowanie lepszy, nie ma tam kamieni i wysokich klifów. Kilka razy udało mi się nawet wejść w ślizg, ale był to zazwyczaj trwający kilkadziesiąt sekund rozpaczliwy rajd, który kończył się katapultą albo ucieczką deski spode mnie :).
            Tak więc pływam i uczę się nadal. Ponieważ nie sprawia mi frajdy surfowanie w pochmurne i zimne dni, stwierdziłem, że sezon najlepiej „rozciągnąć” w cieplejszym miejscu. Zrodził się pomysł na wyjazdy wiosną i jesienią do Playa Honda. To sympatyczne miejsce nad zatoką Mar Menor u nasady półwyspu La Manga w Hiszpanii. Akwen ten polubili głównie emeryci z Niemiec i Brytyjczycy, można spotkać także Skandynawów i Francuzów. Hiszpanie mają tam swoje wakacyjne apartamenty i gdy tylko powieje, to parkingi przy plaży i zatoka zapełniają się wind- i kite-surferami. Sama meta jest bardzo sympatyczna nie tylko ze względu na warunki do pływania. Mamy mieszkanie tuż przy wodzie, z wygodnym miejscem do trzymania i rozkładania sprzętu. Jeszcze nie opanowałem pogody. Tamtejszy wiatr potrafi zmienić kierunek i siłę kilka razy w ciągu dnia, ale mam czas na oswojenie tej zatoki :).